ENTER SHIKARI SHOT #1
GŁÓWNI BOHATEROWIE:
*CHRISTOPHER JOHN BATTEN ZWANY BATTYM C
*ROUGHTON LESLIE PAUL REYNOLDS ZWANY ROU
POSTACIE NIE NAJWAŻNIEJSZE, ALE PRZEWIJĄCJĄCE SIĘ W TYM OPO:
*KEITH REYNOLDS - OJCIEC ROUGHTONA, MENADŻER ENTER SHIKARI
*
LIAM CLEWLOW ZWANY RORYM C – GITARZYSTA ENTER SHIKARI, PRZYJACIEL GŁÓWNYCH
BOHATERÓW
*ROBERT
ROLFE ZWANYM ROBEM – PERKUSISTA ENTER SHIKARI, PRZYJACIEL GŁÓWNYCH BOHATERÓW
*STEVE
MUNCASTER – TECHNICZNY ENTER SHIKARI, ZAJMUJĄCY SIĘ GŁÓWNIE PERKUSJĄ ROBA, ALE
WYKONUJĄCY TAKŻE RESZTĘ ROBOTY, NP. NA KONCERTACH SAMPLE
Chris Batten był całkiem wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną. Mocne twardo stąpające nogi były opięte w jasnobeżowe spodnie zrobione z przyjemnego materiału, który z całą pewnością miał w sobie jakiś tam procent strechu. Dzięki temu mężczyzna, który miał je na sobie czuł się komfortowo, a dodatkowo wyglądał całkiem zgrabnie pomimo dodatkowych kilogramów, które w sumie nie wiadomo skąd się wzięły. Może był to wynik częstych podróży do Stanów Zjednoczonych, w końcu Amerykanie w większości przypadków byli przecież przy kości, może to był wynik stresu, złego odżywiania się w trasie. Nie wiadomo, w każdym razie te dodatkowe kilogramy nie odbierały mu uroku. Ba! Wręcz przeciwnie, sprawiały że stawał się o wiele atrakcyjniejszy. Jasne spodnie podtrzymywał ciekawie założony stary, wysłużony już brązowy pasek, który dostał w prezencie od swojej siostry na 18 urodziny. Co prawda trzeba było go z biegiem czasu wydłużyć, ale nadal przestawiał się całkiem w porządku, przynajmniej w mniemaniu jego właściciela. Prawda była taka, że jego widok aż błagał o zmianę, lecz nikt nigdy nie odważył się nawet zasugerować tego Battenowi. Z tym chłopakiem, bądź raczej już mężczyzną było coś takiego, że nikt nie był wystarczająco odważny, by powiedzieć mu coś na temat jego stroju. Nawet fani omijali to w rozmowach z nim, więc mężczyzna żył w nieświadomości tego.
Jego klatkę piersiową okrywała cienka, bawełniana koszula w czerwono-czarną kratę. Oczywiście zawsze była rozpięta na tyle, by pokazać kawałek jego klatki piersiowej, choć w sumie to raczej owłosienie znajdujące się na niej. Chris nie był mężczyzną obdarzonym jakimś szczególnym futrem na swoich piersiach, ale też nie był zupełnie gładki, co próbował chyba oświadczyć całemu światu poprzez noszenie tak rozpiętej koszuli. Możliwe, że nawet wiedział jak bardzo działa to na wszystkie kobiety, które ciężko wzdychały na każdym koncercie, jak tylko obok nich przeszedł czy przebiegł. Pełne pożądania spojrzenia nie były rzadkością jeśli chodzi o tego mężczyznę, jednak on zachowywał się tak jakby nie zdawał sobie z nich sprawy, albo po prostu je zupełnie ignorował. Na szyi mężczyzny znajdowała się smyczka, na której końcu przytwierdzony był badżyk informujący, że ten chłopak jest jednym z muzyków, którzy mieli niedługo pojawić się na scenie tego dość sporego klubu w centrum Londynu.
Chris podniósł głowę widząc jakąś postać wchodzącą do garderoby. Miał duże, piwne oczy o unikalnym kształcie, otoczone długimi jak u jakiejś modelki rzęsami. Z tą różnicą, że on został obdarzony takim naturalnym pięknem, a ona musiała sobie doklejać sztuczne implanty. Całości dopełniały gęste brwi, które często zasłaniała grzywka, która opadała na czoło tego młodego człowieka. Gęste ciemnobrązowe włosy, które pomimo swojej długości potrafiły się układać w delikatne fale. Dwudniowy zarost sprawiał, że mężczyzna wyglądał na zadbanego, a także na figlarnego człowieka, który wie jak się dobrze zabawić. Można powiedzieć, że to wszystko było prawdą. Batten lubił pić i to wcale nie wodę. Niektórzy złośliwi powiedzieli by, że jest alkoholikiem, bo każdego dnia wypijał po kilka butelek bądź puszek piwa, jednak sam mężczyzna umiał nad tym panować. Był pewien, że gdyby miał nie pić to by tego nie robił, a jako że miał pozwolenie, to czemu nie korzystać z dóbr ziemi? Tym bardziej był bardzo ciekaw nowych smaków, w końcu w każdym nowym kraju do którego przyjeżdżali zagrać koncert, czekało na niego coś nowego lokalnego. A raczej każde państwo miało swoją markę piwa, czasem też innego mocniejszego alkoholu. Jednak picie nie było jedyną wadą tego przystojnego i utalentowanego Anglika. Jego drugą złą stroną było palenie papierosów. W swojej walizce miał 3 różne pudełka, tak żeby nigdy nie zostać bez papierosa i żeby żaden ich smak mu się nie znudził. To jednak było uzależnienie i zdawał sobie z niego sprawę, choć także uważał, że umie nad tym zapanować. Starał się nie palić przy fanach, nie chciał ich narażać na bierne palenie, poza tym przy swojej rodzinie też przestawał wdychać to świństwo. Za bardzo kochał i szanował tych ludzi, by ich truć. Wiedział, że kiedyś za to uzależnienie bardzo słono zapłaci, zresztą już czuł, że jego kondycja zarówno fizyczna jak i głosowa powoli podupada pomimo stałych treningów i szanowania głosu. Ale nie umiał rzucić tego co mu dawało taką radość. Paradoks, żeby coś co truje dawało szczęście, ale tak właśnie było w wypadku Christophera Battena.
Na chwilę ciemne oczy Battena zaświeciły się na widok osoby wchodzącej do niewielkiego pomieszczenia, lecz gdy tylko zdał sobie sprawę, że to jego najlepszy przyjaciel, Roughton Reynolds, opuścił wzrok i ponownie pogrążył się w swoich myślach, do których nikt nie miał dostępu.
Młodszy Reynolds był wokalistą w zespole, choć na dobrą sprawę można powiedzieć, że był światełkiem popychającym ten cały projekt do przodu. Niższy od Chrisa, wręcz za niski jak na standardy mężczyzny, chudszy i zarośnięty, wyglądał raczej jak jakiś lump spod sklepu niż frontmana tak popularnego zespołu. Zniszczone adidasy były sklejone mocną jaskrawozieloną taśmą, krótkie spodenki zrobione z podobnego materiału co spodnie Battena były zakończone tuż nad kolanami muzyki dzięki czemu, fani mogli podziwiać ładnie umięśnione, wręcz wyrzeźbione łydki.
Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech, gdy spostrzegł, że ma w tym samym kolorze spodnie co jego najlepszy przyjaciel. On za to miał na sobie ciemnogranatową koszulę z krótkim rękawem w kolorowe listki. Szczyt tandety, lecz on zupełnie nie zawracał sobie tym głowy. By było śmieszniej, był założycielem i opiekunem sieci ubrań zwanych step up, które miały zwracać uwagę na politykę, ekologię i inne ważne aspekty ludzkiego życia. Na głowie miał czapkę promującą swoją małą firmę, która była dla niego prawie tak ważna, jak zespół w niesieniu ważnych według niego treści.
Mężczyzna podszedł do lustra i zdjął czapkę. Od lat nie był u fryzjera, zawsze sam obcinał włosy używając najczęściej lusterka, czasem zdarzało się, że jak go zabrakło używał metalicznego tostera, w którym odbijał się tył jego głowy. Dlatego teraz gdy patrzył na pseudo irokeza zaczesanego na bok, był zadowolony. Nie był mu potrzebny żaden pieprzony fryzjer od siedmiu boleści, sam w sobie był wystarczający. Prawą dłonią przejechał po swoich blond włosach i podrapał się w już nieźle zapuszczoną brodę. Był z siebie dumny, że wyhodował taki okaz, jednak wiedział, że niedługo trzeba będzie się ogolić. Mama nigdy nie lubiła go takiego zarośniętego, wolała go gładkiego jak pupa niemowlaka. Mówiła, że wtedy czuje się jakby to był jej mały synek, a nie dorosły mężczyzna, który podróżuje po całym świecie i zarabia pokaźne sumki. Roughton nie chciał jej robić przykrości, bo i tak widywał ją bardzo rzadko, więc zawsze golił się, by sprawić jej przyjemność . Trzeba było przyznać, że pomimo odstraszającej aparycji miał w sobie coś czego nie miał nikt inny na tym świecie. Wydawał się być godnym zaufania człowiekiem, wiernym swoich ideałów i najbliższych osób. Może kulturą nie grzeszył, nie zawsze udawało mu się przepuścić kobiety w drzwiach, w przeciwieństwie do Battena, ale starał się wysłuchać wszystkich, wychodził do swoich fanów, dziękował im i szczerze cieszył się ze spotkań z nimi. Nawet kiedy nie miał siły i ochoty, starał się by nigdy nie poczuli się zawiedzeni. Był chyba najcichszym, najbardziej zamkniętym w sobie członkiem zespołu, jednak gdy tylko stawał na scenie wstępował w niego jakiś demon energii. Skakał jak szalony po całej scenie, zeskakiwał do ludzi, śpiewał razem z nimi, żartował. Było to zupełne przeciwieństwo tego kim był prywatnie, czyli nieśmiałym introwertykiem, który jednak zawsze stał w gotowości, by bronić swoich racji i swojego najbliższego otoczenia.
Szarozielone oczy wokalisty powędrowały po tafli lustra zatrzymując się na odbiciu przygarbionego, wpatrzonego w swoje dłonie Battiego. Reynolds zmarszczył brwi, by po chwili rozpogodzić się zupełnie. Odwrócił się w stronę przyjaciela i stanął przy nim. Znali się praktycznie od piaskownicy. Kto by pomyślał, że ta przyjaźń przetrwa taki szmat czasu. Wspólna szkoła, wybryki, potem pierwszy projekt muzyczny zatytułowany Hybryd, następnie dołączenie do tego wszystkiego Rorego i powstanie w 2003 Enter Shikari. Niesamowite, że jeszcze się nie pozagryzali. Choć w sumie… Roughtonowi nigdy nie przeszkadzało towarzystwo Chrisa. Wręcz przeciwnie, bardzo odpowiadało. Co prawda momentami Chris był nie do zniesienia, szczególnie gdy marudził, popisywał się czy „gwiazdorzył”. Oczywiście dla żartów, ale stawało się to czasami irytujące. Ale w większości momentów Chris po prostu egzystował. Nic nie mówił, siedział cicho zatopiony w swoich myślach, odcięty od świata. Jak się go o coś spytało, to odpowiadał, ale tak to nie nawiązywał z nikim kontaktu. Roughtona zawsze ciekawiło o czym przyjaciel rozmyśla, kiedyś nawet zapytał go oto, ale nie dostał odpowiedzi. A przynajmniej takiej, która by go satysfakcjonowała. Uważał swoje przyjaciela za bardzo tajemniczą osobę, która pomimo tylu lat znajomości nadal pozostawała dla niego jedną wielką zagadką.
- Batty…- zaczął niepewnie patrząc na mężczyznę, który podniósł swoje zielone spojrzenie.
W sumie Roughton zawsze podziwiał oczy Chrisa. Ich kolor zmieniał się w zależności od humoru , światła i emocji. Od brudnozielonych przechodziły przez złoto-piwne aż do brązowych, jak kasztany spadające jesienią z drzew. Starał się w nie długo nie patrzeć, by kolega nie pomyślał sobie czegoś złego o nim, jednak tym razem nie mógł oderwać spojrzenia od tych niezwykłych tęczówek. Widział, jak Chris zmarszczył brwi zdziwiony tym w jaki sposób jego przyjaciel patrzy na niego. Rou przygryzł dolną wargę próbując powstrzymać cisnący się na jego usta uśmiech, widząc jak Batten przekrzywia głowę w zdezorientowaniu. Cholera jasna!- pomyślał wokalista i zmusił się całą siłą woli, by przerwać ten kontakt.
- Rou, dobrze się czujesz? – spytał basista lustrując wzrokiem muzyka. – Wszystko ok?
- Chris…- westchnął Roughton.- Jest w porządku. Tylko tak sam siedziałeś, wyglądałeś na zmartwionego…- zaczął nieporadnie tłumaczyć się blondyn.
Batten kiwnął głową na znak, że rozumie i wmówił sobie, że ten dziwny błysk w oku Roughtona mu się po prostu przewidział. Czasem tak już się zdarzało, że jak się zamyśli to ciężko mu wrócić do świata rzeczywistego.
- Nie martw się, wszystko jest w porządku. Takie tam moje podróże poza tą galaktyką.- zaśmiał się łagodnie szatyn, a po kręgosłupie Roughtona przeszedł przyjemny dreszcz słysząc ten śmiech.
Trochę głupkowaty, ale wyjątkowy i taki, który sprawiał że humor od razu mu się poprawiał. Batten miał właśnie ten dar, że w jego towarzystwie wszyscy się dobrze czuli, mimo że on mógł nic nie mówić. No prawie wszyscy… Czasami zdarzało się, że po prostu wprawiał w zakłopotanie ludzi ciszą. Nie każdy był do tego przyzwyczajony.
- Czas się zbierać, nie? Trzeba się rozgrzać, zostało 15 minut.- powiedział rzeczowo, a Rou ocknął się z zamyślenia.
Chwilę później do pokoiku wpadła reszta zespołu i tak się zaczęły standardowe ćwiczenia rozgrzewające nie tylko ich ciało, ale struny głosowe. W sumie to też jakaś część ich ciała. Roughton jednak był zbyt zajęty rozmyślaniem o swoim przyjacielu, by skupić się na tej części treningu. Ale nie tylko on miał problemy z koncentracją. Chris też ciągle myślał, o spojrzeniu Roughtona, o tym dziwnym błysku w oku, tym jego zachowaniu. Może jednak się nie mylił?
W końcu przyszedł Keith i powiedział, że zostało im mniej niż 5 minut do wejścia na scenę. Oni nigdy się nie spóźniali, a przynajmniej robili wszystko by tak się stało. Spóźnienie się na koncert, to przecież ewidentny brak szacunku dla fanów, a oni bardzo ich cenili. W końcu bez nich nikim by nie zostali, nie zaszliby aż tak daleko. Musieli być im wdzięczni. Nie tylko swojej ciężkiej pracy, ale także wierze osób, które pokochały ich muzykę.
Znaleźli się z boku sceny. Każdy zajął się sobą, albo słuchał Keitha, który kłócił się o coś z ochroniarzem. Standard. Roughton stanął z boku i spojrzał na publikę. Oni go nie widzieli, ale on ich tak. Około 7 tysięcy ludzi na oko. Zawsze był dobry w liczeniu, w sumie jedynie w tym w szkole był dobry. No i w pisaniu wierszy. Jego nauczyciel od angielskiego śmiał się, że kiedyś zostanie poetą. Cóż, w pewnym sensie został. Pisał przecież teksty piosenek, co prawda nie o miłości, jak 95% ludzi, ale też zawierały metafory i drugie dno. Odwrócił się do zespołu, lecz zobaczył tylko Roba rozmawiającego z Rorym. Zaczął więc szukać wzrokiem i słuchem Chrisa, którego znalazł z tyłu ćwiczącego głos i chodzącego w kółko. Zawsze był zestresowany wychodząc na scenę, jednak gdy tylko widział tłum ludzi przed sobą, cała trema znikała. Stawał się tak jak cała reszta wariatem skaczącym po scenie, wygłupiającym się, żartującym. Pierwsze dźwięki System doszły do uszu całej 4 i klepiąc się po plecach ruszyli na scenę. Roughton przestał się przejmować całym światem zewnętrznym. Teraz była tylko muzyka, fani i oni. Po 3 piosence rzucił jakiś zabawny, choć w sumie całkiem wredny tekst w stronę Rorego, który także odpowiedział mu w tym samym stylu. Bycie wrednym dla siebie była to norma i właśnie dzięki temu przetrwali 10 lat jako zespół w tym samym składzie. Przynajmniej tak sądzili, że to dzięki temu. Czuli się jak jedna wielka rodzina. Czasami nawet bliższa niż ta biologiczna.
Nagle Roughton poczuł ruch pomiędzy swoimi nogami. Spojrzał w dół i zobaczył rozśmianego Chrisa grającego na basie pomiędzy jego nogami. W pierwszej sekundzie przeraził się, bo nie wiedział o co chodzi, lecz chwilę później także zaczął się śmiać. Chwilę później znalazł się na ramionach Battena i drąc się do mikrofonu czuł jak pod jego udami mięśnie ramiona Chrisa się napinają, a on skacze z nim tak, by tylko on nie upadł do tyłu. Akurat piosenka się skończyła, więc Roughton chcąc zeskoczyć z ramion przyjaciela zapomniał o kabelku który zaplątał się wokół gitary Battiego i jego nogi. Polecieli obydwoje do tyłu prosto na perkusję Roba. W ostatniej chwili perkusiście udało się uciec przed dwoma cielskami, które spadły na jego dziecinę. Wszyscy patrzyli zaszokowani na to co się stało. Rou w końcu odzyskał jakiekolwiek panowanie nad ciałem i wyplątał się z tej mieszaniny bębnów, kabli i talerzy. Na czworakach przeszedł na bok sceny i dopiero wtedy spojrzał na to co się stało. Głowa go bolała, ale nic dziwnego, skoro tak ładnie przywalił nią o jeden z talerzy, który jakby nie patrzeć uratował go przed nieprzyjemnym zderzeniem z ziemią. Podniósł się na równe nogi patrząc, jak Steve i Rob, próbują wydostać Battena z tego bałaganu. Przestraszył się, Chris wyglądał jak marionetka, jakby się nie ruszał. Serce Roughtona na sekundę zamarło w strachu, lecz nie przed tym, że Chrisowi coś się stało poważnego, a przed tym, że nie powiedział mu czegoś ważnego. Czegoś co zrozumiał dopiero dziś, w tej garderobie, gdy tak w milczeniu wpatrywali się w siebie. Gdy on tak rozmyślał o niewypowiedzianych słowach, Rolfe i Muncaster wyciągnęli biednego basistę z plątaniny sprzętu i postawili na nogi. Był lekko zamroczony, nie dość że uderzył głową o kant werbla, to jeszcze Roughton szamocząc się kopnął go prosto w twarz i teraz prawie by się udusił swoją własną krwią cieknącą z nosa. Otarł ręką krew cieknącą z nosa i dotknął go. Zabolało, ale to i tak było nic w porównaniu z plecami, w które wbiły się talerze. To dopiero go bolało.
- Wszystko w porządku? – zapytał zdenerwowany Keith podchodząc do niego z mokrym ręcznikiem.
- Chyba jeszcze żyję. Długo wam zajmie odbudowanie tej perkusji?
- Steve i Rob już to robią.- odpowiedział zmartwiony menadżer.
Chris pokiwał głową i zaczął wzrokiem szukać Roughtona. Ten siedział z tyłu i przyglądał się temu wszystkiemu z mętnym spojrzeniem. Kulejąc, Batten ruszył do przyjaciela i dotknął go w ramię, gdy ten nie zareagował na jego wołanie.
- Nic ci nie jest?- spytał.
- Co ci się stało w twarz?
- Dostałem kopa od ciebie.- zaśmiał się krótko Batty.- Gramy dalej, chyba że nie jesteś w stanie.
Blondyn po raz pierwszy popatrzył na niego jak na idiotę i wstał. Reszta koncertu wyszła pomyślnie. Chris starał się nie zważać na ból pleców, ani na to że podczas Zzzonked znów zaczęła lecieć mu krew z nosa. Nie miał zamiaru ponownie przerywać koncertu. Rou za to starał się już unikać niebezpiecznych zagrań w okolicach basisty. Na końcowym utworze wskoczył w tłum, który był tym ogromnie zaskoczony. Po tej niezbyt przyjemnej sytuacji, fani bali się, że reszta koncertu będzie bardziej statyczna, jednak jak zwykle Enter Shikari zaskoczyło ich swoim wariactwem. Nie było bisów. Nie byliby w stanie ich zagrać. Bo gdy tylko zeszli ze sceny, adrenalina opuściła ich ciało, a Chris zaczął iść jakby był pijany. Wężykiem. Nagle potknął się o sznurówkę i wylądował na plecach Rorego zostawiając na jego białej koszulce piękny ślad krwi.
- Fuuuj! Jaka ohyda!- jęknął rudzielec.
- Jesteś teraz jak ta święta Weronika!- zaśmiał się Rolfe.
- Chrisa porównywać do Jezusa… to ci dopiero.- prychnął ze śmiechem Roughton.- Ale no cóż Rory… użyczyłeś mu swojej chusty do otarcia twarzy jakby nie patrzeć.
- Bardzo śmieszne! To zamieńmy się koszulkami.
Blondyn popukał się w głowę cały czas głupkowato się uśmiechając i wyprzedził całą resztę. Nie miał ochoty na prysznic, ale rozcięta łydka powinna być przemyta, no przynajmniej wodą. Dlatego czym prędzej udał się pod prysznic, a cała reszta rozsiadła się na kanapie i krzesłach w pokoju.
- Jak to się stało? –zapytał lekko zdezorientowany Chris.
- Oglądaj.- powiedział Keith.
Cała 4 skupiła się na oglądaniu filmiku. Z perspektywy starszego Reynoldsa wyglądało to zabawnie, bo Roughton chciał w popisowy sposób zeskoczyć z ramion Chrisa, ale noga zaplątała mu się w kable przez co szarpnął gitarą do tyłu co sprawiło, że Chris stracił równowagę i aż go zarzuciło do tyłu, że w locie praktycznie podskoczył do góry i upadł w sam środek perkusji. Oglądanie tego w zwolnionym tempie pozwoliło zobaczyć, jak ładnego kopniaka zasadził Chrisowi Roughton prosto w sam środek twarzy. Aż dziw, że nie złamał mu nosa. Batten widząc jaki ubaw ma reszta zespołu z przewijania tego momentu wstał i wyszedł zapalić. Papierosy powinny trochę uśmierzyć jego ból i skupić się na tym, by tak go nie odczuwać.
Noc była chłodna, ale nie chciało mu się już wracać do środka, bo śmieszy zdecydowanie odstraszały. Nie czuł się dobrze, ale cóż mógł zrobić. Trzęsącą się wciąż dłonią wyjął z pudełeczka Marlboro Mint Stream i zaczął szukać zapalniczki. Znalazł ją w przedniej kieszeni spodni, lecz dłoń tak mu się trzęsła, że tylko się oparzył. Przeklną trzymając białą rurkę napakowaną tytoniem w zębach i chciał podnieść czarny prostokącik, lecz w tym momencie uderzył się czoło w czoło z kimś, kto chciał mu ją podać.
- Holly shit!- jęknął łapiąc się za głowę i patrząc co to za kretyn dowalił mu na koniec dnia.
- Przepraszam.- jęknął Rou stojący w samym ręczniku, z jednej strony trzymając się za głowę z drugiej podtrzymując ręcznik, który zsunął mu się z pasa na biodra.
- Co ja ci takiego zrobiłem, że chcesz mnie zabić? Znalazłeś jakiegoś lepszego basistę na moje miejsce?- próbował zażartować obolały szatyn.
- Ja… naprawdę nie chciałem. Przepraszam. Ja po prostu…- zaczął się jąkać młodszy Reynolds.
- Dobra, spoko. Za to musisz mi podpalić tego papierosa.
Rou wziął zapalniczkę w swoje dłonie i pomógł to zrobić basiście, który pochylił się, by było mu łatwiej to zrobić. Znów ich spojrzenia spotkały się i przez dobre kilak sekund wpatrywali się tak w siebie nie zważając na ogień który wciąż muskał końcówkę papierosa. Pierwszy ocknął się z tego otępienie Chris, który wyprostował się wciąż patrząc na przyjaciela. To było dla niego dziwne uczucie. Czuł się jakby zahipnotyzowany spojrzeniem tych zielonych oczu. Odrzucił papierosa na chodnik i pochylił się nad przyjacielem. Czuł się tak jakby jakaś siła z zewnątrz sterowała jego ciałem, jakby świat zewnętrzny nie istniał. Był coraz bliżej twarzy Anglika, gdy nagle usłyszał świst i drzwi od garderoby rąbnęły go w tył głowy, tak że poleciał prosto na przyjaciela.
- O boże! Zabiłem Battena!- wydarł się ze śmiechem rob podchodząc do trzymających się w objęciach muzyków.
- Odchodzę z tego zespołu. Każdy chce tu mojej śmierci.- jęknął Chris i spojrzał w oczy Roughtona, jednak nie zobaczył w nich tego błysku, który widział przed chwilą.
A może znów mu się to przewidziało? Nie wiedział. Wykończony, obolały, z kolejnym ogromnym guzem na głowie postanowił wrócić do garderoby. Wchodząc do środka usłyszał tylko krzyk Roba i wianuszek przekleństw, gdy ten stanął bosą stopą na niedopałek papierosa.
- A masz za to, że się śmiałeś z mojego nieszczęścia.- mruknął do siebie basista i padł na kanapę.
KOMENTOWAĆ!!!!
Genialne, chcę więcej! Ship Krystyny z Rousią jest po prostu piękny! ♥
OdpowiedzUsuńHm. No dobra, spróbuję jak obiecałam. :) Jak już mówiłam, fajnie się czyta, mimo że zespołu nie znam. W całym tekście było parę błędów, miałam ci je nawet podać ale gdzieś mi się zgubiły ._. No i ogólnie miałam lekki problem ze zrozumieniem tej całej akcji na scenie, ale może to ta późna godzina ;) Co do faktu, że nie znam zespołu- może dla ułatwienia mi, oraz innym mi podobnym, dodałabyś jakąś zakładkę o nich, czy coś? Wiele by to ułatwiło, bo mimo szczegółowego opisu, nieraz ciężko jest mi się połapać. :/ Czekam na coś więcej i weny życzę :)
OdpowiedzUsuńhym... pomyslę nad tym. postaram się coś takiego wykombinować :)
UsuńCzekając na ciąg dalszy ITW stwierdziłam, że przeczytam sobie to opowiadanie. Jestem pod mega wrażeniem. Wszystko fajnie opisane i w ogóle :) Ale jednak wole Chrisa jako normalnego faceta x) Ale jestem ciekawa dalszej części tej historii! Czytając to cały czas miałam banana na twarzy :D Dzięki!
OdpowiedzUsuń-jess
normalnego faceta? to może Ci się spodoba moje 2 opo które piszę :) w chrisem w roli głównej :D
OdpowiedzUsuńTo czekam na publikację tego opo :D
Usuń-jess
Na najlepsze rzeczy czeka się najdłużej więc chyba wreszcie czas na komentarz xD prawie 3 tygodnie po opublikowaniu rozdziału xD
OdpowiedzUsuńEjj, jak już piszesz pełne imiona to powinno być Robert William Rolfe oraz Liam Rory (Gerrard?) Clewlow :D
„Dzięki temu mężczyzna, który miał je na sobie czuł się komfortowo, a dodatkowo wyglądał całkiem zgrabnie pomimo dodatkowych kilogramów, które w sumie nie wiadomo skąd się wzięły.” Jak to nie wiadomo? Pewnie po nocach opycha się pączkami bo myśli że Rousia go nie chce, zajada smutki… a tak naprawdę to ja mam ochotę na pączka :’(
Ktoś mu powinien powiedzieć żeby wreszcie wyrzucił ten obrzydliwy pasek w czeluści Mordoru czy w jakieś inne miejsce np do kosza xD ktoś powinien tego biedaka wreszcie uświadomić bo do końca życia będzie nosił to obrzydlistwo :D
Chcę takie rzęsy jak Chris :( to nie fair.
Ahahaha chyba nikt nie skosztował tyle rodzajów piwa co oni :D smakosze xD
Palenie nie daje szczęścia nikomu, nikt nigdy nie odczuwa szczerej radości z palenia. Rozmawialiśmy kiedyś o tym na studiach i to jest po prostu złudne :)
„na dobrą sprawę można powiedzieć, że był światełkiem popychającym ten cały projekt do przodu.” Jak to ładnie napisane :D
Lump spod sklepu… wiesz co? Jak czasem patrzę na te lumpy to wyglądają lepiej niż on… ale to tylko nieliczni xD
Łydeczki <3 wybacz, musiałam…
Co do tej obrzydliwej ciemnej koszulki w kwiatki, listki czy cholera wie co, to ostatnio widziałam jakiegoś vlogera z Warszawy który miał taką samą koszulkę :o to zło się rozprzestrzenia :x xD
Niewychowany? Boże, to mało powiedziane xD on smarka i pluje na scenie, plucie jeszcze wybaczę, ale nie oglucanie posadzki xD
„Niesamowite, że jeszcze się nie pozagryzali.” Jestem ciekawa czy kiedyś się pobili :D
Loool zamiast gwiazdorzył przeczytałam gaworzył xD boże, ten komentarz to nie będzie prawdziwy komentarz, to będzie zbitek moich dziwnych uwag i wymysłów i chcę pączka xD ale mam tak dziwny nastrój że nie jestem w stanie napisać czegoś innego :P może przynajmniej się ze mnie pośmiejesz xD
„Rou przygryzł dolną wargę próbując powstrzymać cisnący się na jego usta uśmiech, widząc jak Batten przekrzywia głowę w zdezorientowaniu.” This is true love <333
„Nagle Roughton poczuł ruch pomiędzy swoimi nogami. Spojrzał w dół i zobaczył rozśmianego Chrisa grającego na basie pomiędzy jego nogami.” Wystarczy wyciąć ten bass i będzie całkiem ciekawie się zaczynało xD
Uhhh muszę ci powiedzieć że musisz poprawić ten rozdział bo jest trochę powtórzeń :(
Piękna wywrotka :D dobrze że nic poważnego im się nie stało :) chociaż żałuję że nie rozwalili Robowi jakiegoś bębna :D
„Oglądanie tego w zwolnionym tempie pozwoliło zobaczyć, jak ładnego kopniaka zasadził Chrisowi Roughton prosto w sam środek twarzy” chciałabym to zobaczyć xD może zła ze mnie osoba, ale lubię jak dzieje im się krzywda xD zresztą nie muszę tego pisać, bo ty doskonale o tym wiesz :D
„- Przepraszam.- jęknął Rou stojący w samym ręczniku, z jednej strony trzymając się za głowę z drugiej podtrzymując ręcznik, który zsunął mu się z pasa na biodra” o ezus, dlaczego mi to robisz? :( czuje się zazdrosna xD
Głupi Rob! Ziemnior jeden, będę hejtować go do końca życia za to że im przerwał -.- uhhhh co za głupia pyra.
Przynajmniej spotkała go kara :D
Oni są tacy słodcy razem :D
Meg